czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 2


"Nowy dom, nowe życie."

Rozłożyłam się wygodnie na fotelu i zapięłam pasy. Nie ukrywam że stresuje się strasznie, nie przepadam za samolotami, gdy tylko miałam z nimi styczność zawsze wyobrażałam sobie najgorsze scenariusze. Obok mnie siedzi Max, a rodzice za nami. Cała się trzęsę, to wszystko mnie przeraża! Nagle usłyszałam strasznie głośny dźwięk, ze strachu złapałam mocno siostrę za rękę. Przeszły po mnie ciarki, jak ja nienawidzę samolotów. Po chwili usłyszałam spokojny głos Max.
- Chloe, spokojnie. - Powiedziała uśmiechając się do mnie. - To najbezpieczniejszy środek transportu. 
- Poprawka. Najniebezpieczniejszy środek transportu. - Dopowiedziałam i odwróciłam się do okna. Nawet nie zauważyłam że jesteśmy już w górze. Moje powieki zaczęły się przymykać aż w końcu usnęłam. 
Podróż minęła miło, może dla tego że cały lot przespałam? Tak pewnie dla tego. Mam nadzieje że nigdy więcej nie będę musiała wsiąść do tego strasznego wynalazku, który z pewnością jest najniebezpieczniejszym środkiem transportu. Tęsknie za Anglią, przemęczyłam się ile musiałam i w końcu znalazłam przyjaciółkę którą i tak straciłam przez jakąś durną przeprowadzkę. Istny koszmar. Obawiam się najbardziej początku roku szkolnego.. A może faktycznie powinnam przestać o tym myśleć i w końcu wziąć się za siebie? Przecież powinnam dać sobie szansę, no ale czy ja wiem.. Czy to się w ogóle uda? Nie wiem. Aktualnie muszę się skupić na wrzucaniu walizek do bagażnika auta. Ale one są cholernie ciężkie, co ja tam wpakowałam? Cegły? A no tak.. Masa książek. Tak czyli cegły. Szybko wrzuciłam swoje 3 walizki i wsiadłam do wielkiego auta. Wyciągnęłam telefon i podłączyłam słuchawki. Nadal nie mogę uwierzyć w to wszystko. Cała ta przeprowadzka miesza mi w głowie, już miałam tylu kolegów oraz przyjaciół. Byłam niezależną dziewczyną która potrafi się stawić nawet największej laluni w szkole. Pamiętam jak w zeszłym roku na szkolnej stołówce, najpopularniejsza dziewczyna o imieniu Samanta, wylała na mnie swoją zupę ponieważ zamieniłam dwa słowa z jej chłopakiem, szybko wstałam i całe moje spaghetti wylądowało w jej wypychanym biuście. Oczywiście obie trafiłyśmy do dyrektora a cała wina spadła na mnie no ale ubaw miałam niezły. A teraz to ja się nawet nie odwarze podejść do zwyczajnej osoby i zapytać o drogę. Moje przemyślenia przerwała Max wyjmując słuchawkę z ucha i krzycząc że już jesteśmy. Trochę się zdziwiłam ponieważ jakieś 20 minut temu wsiedliśmy. No ale jak jesteśmy to jesteśmy. Włożyłam z powrotem słuchawkę i wysiadłam z wielkim grymasem na twarzy, podeszłam do bagażnika w którym zostały tylko moje walizki. Powoli zaczęłam je wyjmować, na początku tą najmniejszą potem tą średnią, gdy w końcu przyszedł czas na ogromną walizę. Chwyciłam ją za rączkę i szybko pociągnęłam. Oczywiście runęłam na ziemie wraz z nią, jak zwykle Chloe ofiara losu. Nagle usłyszałam czyjś śmiech dochodzący z ulicy, obejrzałam się na prawo skąd oczywiście pochodził śmiech. No oczywiście na starcie już musi mnie zobaczyć jakiś brunet jadący na desce, pewnie ktoś z osiedla. Jeszcze lepiej! Matko. Szybko wstałam i podniosłam leżącą na ziemi wielką walizkę, chwyciłam kolejną i pociągnęłam je za sobą do nowego domu. Odstawiłam je pod drzwi gdzie przejął je mój tata a ja wróciłam po tą małą. W końcu weszłam do środka tego na prawdę OGROMNEGO domu. Aktualnie znajduje się w salonie który jest niesamowity, szare ściany, czarne fotele.. To jest coś pięknego! Szybko pobiegłam do kuchni która była równie cudowna. Szybko wbiegłam na górę w poszukiwaniem swojego pokoju. Były trzy pokoje, każde drzwi były podpisane naszymi imionami. Na początku zajrzałam do pokoju siostry, swój chciałam zostawić na deser. Gdy otworzyłam drzwi do pokoju siostry zamurowało mnie, przecież to jest ozdobione w te wszystkie światełka i kołdra z flagą Anglii.. Zaraz. Przecież Max często wyjeżdżała na dwa tygodnie i nigdy nie mówiła gdzie. Widocznie przyjeżdżała tu robić z tatą ten cały dom. To ja już się nie mogę doczekać swojego. Dobra czas zobaczyć swój.
Szybko zamknęłam drzwi i podeszłam kilka kroków do drzwi z napisem "Chloe" po otworzeniu zupełnie mnie zemdliło. Był przepiękny! Moja sypialnia była przepełniona zdjęciami z najwspanialszymi ludźmi których spotkałam w moim beznadziejnym życiu. Nim się obejrzałam wszystkie walizki były przy łóżku, widocznie tata musiał je tu wstawić gdy się zachwycałam pokojem Max. Jednak tu nie jest tak źle jak myślałam, mimo że nie znajdę prędko tu znajomych. Czuję się ohydnie, jestem cała spocona i mam potargane włosy. Szybko weszłam do toalety i wskoczyłam pod prysznic. Po wyjściu spod prysznica przebrałam się w mój ulubiony zestaw, wyjęłam z walizki ukochaną książkę "Złodziejka książek" a następnie wyszłam z pokoju i skierowałam się na dół do salonu, gdzie pewnie przebywają moi rodzice. Nie myliłam się, oni właśnie tu siedzą. Powoli podeszłam do nich i się przytuliłam.
- Jest tu pięknie. - Stwierdziłam jeszcze raz odwracając się i spoglądając na kuchnie. - Ale teraz bym chciała iść kogoś poznać. - Oczywiście że skłamałam. Nigdy bym nie wyszła z domu jeżeli na zewnątrz czekała by chmara osób do zapoznania się, ale wole nie ryzykować mówiąc im prawdę, czyli że idę czytać książkę tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.
- Idziesz czytać książkę, prawda? - Zapytała mama uśmiechając się do mnie. Czemu ona mnie tak dobrze zna.. W sumie to są moi rodzice znają mnie najlepiej. No niestety oszukać się ich nie da.
- Tak. - Spuściłam wzrok na ziemię, aby pomyśleli że żałuje kłamstwa i mi na tym zależy bla, bla, bla..
- No dobra leć. - Powiedział tata. Szybko go przytuliłam i wybiegłam z domu.
No dobra, czas na moje standardowe zachowanie, czyli idę przed siebie i nie łapie kontaktu wzrokowego z ludźmi.. A może jednak.. nie, nie, nie. Chloe! Czas się ogarnąć. Idziesz właśnie chodnikiem patrząc się w swoje buty, to nie normalne Chociaż spróbuj! Racja muszę dać sobie szansę, choć raz, ten przeklęty raz! Podniosłam wzrok przed siebie i zaczęłam się uśmiechać, ominęła mnie jakaś pani która wyglądała na smutną, takich osób widywałam wiele w Anglii, zresztą sama taka byłam. Ale muszę to zmienić choć spróbować, powoli stawiać kroki. Po chwili ujrzałam przepiękny park. Szybko wypatrzyłam ławkę i skierowałam się ku niej, oczywiście nadal omija mnie wiele osób uśmiechających się do mnie i czuję się na prawdę przyjemnie odwzajemniając ten gest. Po chwili na mojej ławce usiadł pewien blondyn i jakiś bru.. chloera. To ten który widział mnie jak się przewaliłam wraz z walizką na ziemię. A nie mogę ich ominąć ponieważ kolejna wolna ławka jest dopiero obok nich czyli tak czy siak, muszę przejść obok niego. Dobra dochodzę, jeszcze mnie nie zauważył, na szczęście oczywiście. W pewnej chwili dosiadła się jakaś brunetka. No pięknie, będzie większe pośmiewisko.. znów. Dobra, dziewczyno weź się w garść. Zrzuciłam swoje włosy na twarz aby były mniejsze szanse na rozpoznanie mnie. W końcu przeszłam obok nich, no ale czego się ja mogłam spodziewać, oczywiście że poleciały komentarze.
- Ej to ta nowa wieśniara o której mówiłeś? - Usłyszałam śmiejący się głos dziewczyny.
- Maia! - Krzyknął chyba ten blondyn.
- No co? Boże.. - Odpowiedziała. Byłam na szczęście już dalej od nich a dokładniej przy swojej wymarzonej ławce. Szybko zerknęłam za siebie aby zobaczyć czy się ze mnie nie śmieją, na szczęście byli zbyt zajęci sobą.


W końcu bez wrednych komentarzy ze swoją wymarzoną książką.. Jak ja o tym marzyłam. Szybko otworzyłam ją na stronie 67 i znów pogrążyłam się w lekturze. Mimo że czas leciał szybko i byłam już na stronie 75 cały czas czułam że ktoś mnie obserwuje, na pewno to nie byli tamci z ławki bo darli się, (tak darli nie rozmawiali) że mają nowe filmy i chwalili jakie.. Nie ważne. Dobra mam dosyć tego uczucia i tych ich krzyków. Przejdę się na krótki spacerek. Szłam sobie ścieżką i obserwowałam jak małe dzieci chlupią się w wodzie, jest to urocze. W pewnej chwili, akurat gdy byłam odwrócona, ktoś na mnie wpadł albo ja na niego. Była to blondynka na rolkach obie upadłyśmy na ziemie. Szybko wstałam i się otrzepałam z małych kamyczków, podałam rękę dziewczynie i pomogłam wstać.
- Strasznie cię przepraszam. - Mówiłam zestresowana, nie cierpię takich sytuacji. W Anglii często na kogoś wpadałam ale wtedy uciekałam z jego pola widzenia.
- Spoko. - Odparła uśmiechając się. - I tak zdążyłam się ubrudzić kawą. - Obie się zaśmiałyśmy. Była strasznie wesoła, no ale co ja będę oceniać, nawet jej nie znam.. więc to może czas aby poznać!
- Jestem Chloe. - Wyciągnęłam do niej rękę, byłam lekko zestresowana ale ona uścisnęła moją rękę i się zaśmiała.
- Ja Amy. - Nie wierze.. Właśnie kogoś poznałam i to sama. Dla mnie to ogromny wyczyn zazwyczaj poznawałam ludzi dzięki siostrze ale teraz? Teraz Chloe Anderson postawiła czoła swoim najgorszym lękom! Jeh! - Właśnie jechałam zabrać tej panience kawę. - Wskazała na tą Maie z ławki.
- Czemu? - Nie ukrywam że trochę mnie to zdziwiło, przecież nie zabiera się kawy tak sobie ludziom z parku, spokojnie siedzącym na ławce. Już ją lubię.
- Bo mnie wkurzyła. - Oj mnie też.. I to tak mocno.. - Wylała na mnie świeżo robioną oraz gorącą kawusie. - Powiedziała z pełną powagą na twarzy. Mam wrażenie że się znają i oczywiście nie przepadają za sobą.
- Mnie nazwała "nową wieśniarą" - Powiedziałam ze sztucznym uśmiechem aby myślała że mam w dupie co mówi mi jakaś pierwsza lepsza dziewczyna na ławce.
- To jeszcze wyleje jej tą kawę. - Powiedziała uśmiechając się do mnie. - Ale musisz mi pomóc. - Ja? Pomóc? I co jeszcze? Przecież ledwo do niej zagadałam czego ona ode mnie wymaga.. - Zapytaj się jej gdzie możesz kupić kawę. - Uśmiechnęła się szyderczo, już czuję że jej plan musi być doskonały. Ale ja to wszystko popsuje ponieważ nie potrafię się odzywać do ludzi.
- No nie wiem..
- No proszę! - Uklękła na kolanach przez co zwróciła uwagę wielu ludzi w tym Mai i jej spółki. Poczułam się jeszcze gorzej.. Nienawidzę zwracać na siebie uwagę. - Tylko to, obiecuje! - Wykrzyknęła jeszcze głośniej błagając. Szybko ją podniosłam aby mniej zwracać uwagi.
- Dobra, ale nie klękaj przede mną więcej. - Powiedziałam a następnie skierowałam się w stronę Mai i spółki. Strasznie się stresuje a może to czas się wyluzować? Dobra dam radę. Gdy już zatrzymałam się przy ich ławce od razu poleciały z jej strony komentarze.
- Co ruda? - Powiedziała Maia wpatrując się we mnie jak w jakiegoś bezdomnego faceta który chce wyłudzić od niej 2 zł.
- Chciałam się zapytać gdzie kupiłaś kawę. - Odpowiedziałam jej oczywiście "niewinnie" aby się nie spodziewała ataku. Brunetka z niechęcią wstała i wskazała mi palcem jakąś kawiarenkę za rogiem. Gdy usłyszałam dźwięk nadjeżdżających rolek szybko od niej odskoczyłam, popatrzyła na mnie jak na debilkę i w tym samym momencie podjechała Amy. Wyrwała jej kawę z ręki a następnie calutką na nią wylała. Wszyscy zaczęli się śmiać wraz ze mną. Nawet nie zauważyłam że blondynka jest już daleko.
- Chloe wiej! - Krzyknęła nadal się śmiejąc. Szybko uciekłam "z miejsca zbrodni" doganiając dziewczynę.
- Amy nienawidzę cię! - Usłyszałyśmy krzyk wściekłej Mai, która ociekała pyszną kawą. Nadal nie przestajemy się śmiać, matko to najpiękniejsza akcja w moim życiu z ledwo poznaną dziewczyną. Szybko schowałyśmy się za drzewem aby nas nikt nie zobaczył. Usiadłam na trawie a Amy obok mnie.
- Wy się znacie? - Zapytałam zaciekawiona.
- Ta. Chodzimy razem do szkoły - Zaczęła. - Wiedziałaś tego blondyna, nie? - Pokiwałam twierdząco głową. - Kiedyś z nim się przyjaźniłam.. Do czasu gdy nie wparowała Maia i zniszczyła to wszystko. Od tamtej pory toczymy wojnę. W sensie ja i Maia. - Powiedziała oskubując koniczynę.
- Ja na twoim miejscu bym wylała na nią sos pomidorowy.. Przynajmniej by się nie sprało. - Obie się zaśmiałyśmy. Odgarnęłam wchodzące mi do oczu włosy i oparłam się o pień drzewa.
- Hm.. Dzięki za pomysł. - Zaśmiała się opierając głowę o moje ramię. - Boisz się ludzi? - Zamurowało mnie to pytanie. Czy to aż tak po mnie widać? Jezus, czemu nie potrafię się normalnie zachowywać, tylko jak jakaś sierota.
- Jestem strasznie nieśmiała. - Westchnęłam. - Często staję się przez to pośmiewiskiem w szkole i nikt mnie nie lubi. Takie mam beznadziejne życie. - Zaśmiałam się. - Jeszcze jak teraz się przeprowadziłam to w ogóle masakra.
- Nie fajnie. A gdzie wcześniej mieszkałaś? - Zapytała grzebiąc patykiem w ziemi.
- W Anglii. - Powiedziałam spokojnie - Po kilku latach w końcu znalazłam przyjaciółkę i musiałam ją opuścić, przez co znów stałam się starą Chloe.
- Ale spokojnie dziewczyno. Przy mnie staniesz się Super szaloną i niezależną Chloe! - Wykrzyknęła wstając i od razu się przewalając, chyba zapomniała że ma rolki..
- Tylko się nie zabij. - Zaśmiałam się. Następnie wstałam i pomogłam jej się podnieść. Znów oparłyśmy się o gruby i ciemny pień drzewa. Jestem z siebie dumna, w końcu kogoś poznałam i zagadałam. Może faktycznie w L.A. to czas na nową Chloe?
- Myślisz że on mnie pamięta? - Zapytała Amy wpatrując się w białe chmury. Żal mi jej, straciła najlepszego przyjaciela przez jakąś "nową" pannę, która nie ma za grosz rozumu.
- Najlepszych przyjaciół się nie zapomina. - Uśmiechnęłam się do niej, lecz nie odwzajemniła uśmiechu, powiem że zesmutniała. Cholera, czy ja coś znów powiedziałam źle?
- Jasne. - Wyszeptała. Przytuliłam ją do siebie aby choć poczuła że ma przy sobie osobę która na pewno jej nie opuści jak ten blondyn. Coś czuje że to będzie przyjaźń na wieki. Ścisnęłam ją jeszcze mocniej i potargałam włosy. Dziewczyna od razu odzyskała humor. Przez jakieś 40 minut siedziałyśmy pod tym drzewem i opowiadałyśmy różne historie związane z naszym życiem, oczywiście wspomniałam o biuście laluni pełnym mojego jedzenia bo jakże mogłam o tym zapomnieć. Amy opowiedziała różne sytuacje z Maią a ja się co sekundę śmiałam. Wymieniłyśmy się numerami i długim przytulasem się pożegnałyśmy ponieważ Amy musiała wracać.
Teraz stoję przy kawiarence i zastanawiam się co ze sobą począć. Mogę tu stać albo kupić kawę i iść na przyjemny spacerek, wybieram opcje numer 2. Po zakupieniu najsłodszej kawy (czyli ta z karmelem) udałam się na przyjemny spacer. Tak sobie myślę i w sumie to dziwne że Mai udało się tak łatwo rozdzielić Amy i tego blondaska. Z jej opowiadań wynika że na prawdę byli nie rozłączni, mimo że nie zakochali się w sobie jak to wszyscy myśleli, po prostu byli najwspanialszymi przyjaciółmi na świecie. Więc jak jej udało się zniszczyć coś tak mocnego? Mam wrażenie że nie opowiedziała mi do końca prawdy.. Przecież taka mała istotka jak Maia nie mogła rozbić czegoś tak ogromnego! Musiało coś pomiędzy nimi zajść, nie ma innej opcji. Nagle poczułam coś zimnego a zarazem mokrego na moim ramieniu, potem na nosie a następnie na głowie. Spojrzałam w górę gdzie błękitne niebo było zasłonięte ciemnymi chmurami, z których zaczęło padać. No pięknie. Jestem daleko od domu a zaraz będzie potężnie lać. Jak powiedziałam tak się stało. Lunęło i to mocno, w kilka minut stałam się cała mokra, jakby ktoś wrzucił mnie do basenu. Jest mi cholernie zimno i mokro ale nie poddaje się i idę szybkim krokiem do domu. Nikogo nie widziałam prócz mojej ukochanej Brunetki która schowała się pod parasolką wraz ze sowimi 'kompanami', oczywiście usłyszałam jej jakże cudowny śmiech gdy tylko przeszłam obok. Nie zwracając na nią uwagi przeszłam dalej cała się trzęsę. Przyśpieszyłam krok bo usłyszałam że ktoś za mną biegnie, lub w ogóle biegnie przed siebie.. w oddali było słychać kobiecy głos "Co ty wyprawiasz?" W pewnym momencie nie poczułam żadnej kropli na sobie, nie wiedziałam co się stało więc stanęłam w miejscu. Przestało padać czy co? Odwróciłam się do tyłu i ujrzałam wysokiego blondyna który trzymał parasolkę nad moją głową. Cholera jasna.
- Zrobiło mi się ciebie szkoda. - Powiedział blondyn uśmiechając się. Nie wiedziałam za bardzo co powiedzieć, nie znam człowieka nie ocenia.. O rzesz. To ten były przyjaciel Amy. Dobra Chloe nie zwal tego musisz się przynajmniej odezwać.
- Nawet mnie nie znasz. - Kuźwa serio? Musiałam to powiedzieć? Miało być coś miłego idiotko jak "Dzięki, tak w ogóle ładny ten parasol" cokolwiek ale nie to!
- Jestem dobrym człowiekiem. - Powiedział blondyn który równie dobrze mógł być jakimś psychopatą lub pedofilem. Gdybym go nie znała z tych opowiadań, zwiałabym. - Masz pewnie ci zimno, jesteś cała przemoczona. - Ściągnął z siebie bluzę i narzucił ją na mnie. Ło! W końcu choć trochę ciepełka.
- Na prawdę nie trzeba. - Uśmiechnęłam się do niego. Czemu gdy się stresuje muszę mówić rzeczy które są przeciwieństwem tego co na prawdę chcę powiedzieć?
- Oj trzeba, trzeba. - Zaśmiał się odgarniając swoją grzywkę. Uśmiechnęłam się a on odwzajemnił ten gest. - Jestem Ross. - Człowieku i tak się nie spotkamy więc po co mi to mówisz? Ludzie są dziwni.
- Chloe. - Odpowiedziałam bo nie grzecznie było by powiedzieć "pewnie i tak cię nigdy nie zobaczę"
- Ross choć tu! - Krzyknęła jakaś brunetka z tyłu, zapewne moja ukochana Maia. Chłopak się zaśmiał co mnie zdziwiło no ale cóż, każdy ma inne poczucie humoru..
- Odprowadzić cię? - Zapytał z troską w głosie. Chciałabym, ale odmówię ponieważ nie znam cię człowieku i powtarzam raz kolejny i nigdy nie poznam!
- Spokojnie dam radę. Może. - Oboje się zaśmialiśmy. Lekko zsunęła mi się bluza więc blondasek szybko ją poprawił.
- Przynajmniej weź parasolkę. - Zaproponował. Szybko ją chwyciłam i podziękowałam za wszystko następnie pomachałam i odeszłam. Teraz jestem 100% pewna że żadna Maia nie mogła ich skłócić. W ogóle jakim ja fartem na niego trafiłam? Gościa z ławki o którym opowiadała mi dziewczyna która na mnie wpadła w parku.. Ja to mam wieczne szczęście. W sumie i tak ich już nigdy nie zobaczę więc po co nad tym rozmyślać? Stało się, nie odstanie. Tak sobie szłam rozmyślając nad starymi czasami w Anglii i nawet nie zauważyłam że byłam już przy swoim domu. Szybko podbiegłam do drzwi złożyłam parasolkę i zaczęłam walić w drzwi. Stałam pod nimi jakieś 10 minut w końcu łaskawa Max zdołała mi je otworzyć. Weszłam do domu zdjęłam przemoczone buty i zaczęłam kierować się do swojego pokoju gdy zatrzymała mnie moja siostra.
- Jak się nazywa? - Zapytała. Zdziwiłam się, nie wiedziałam o co chodzi. Stałam na schodach z tępym wyrazem twarzy dając jej do zrozumienia że nie wiem o co chodzi. - No chłopak matole! - Wykrzyknęła śmiejąc się. Jasna cholera.. Zapomniałam zdjąć bluzę przed wejściem do domu. Teraz nie da mi żyć. Powiem że to zwykły przechodni mi ją dał i tyle.
- Jakiś chłopak mi ją dał. Nic wielkiego - Wzruszyłam ramionami i odwróciłam znów kierując się do swojego pokoju z nadzieją że odpuściła. Myliłam się.
- Jak się nazywa? - Matko boska! Czy ona odpuści? Kocham ją z całego serca ale na prawdę w takich sytuacjach doprowadza mnie do szału.
- Chłopak z parku którego już nigdy nie zobaczę. - Skarciła mnie wzrokiem. - Ross. - Odpowiedziałam ostro i w pokonałam kolejny schodek ale musiałam się zatrzymać bo ktoś mi przeszkodził.
- Zakolegowałam się dziś z bardzo pozytywną dziewczyną. - Pokazałam jej kciuka w górę i się sztucznie uśmiechnęłam. Teraz marzyłam jedynie o swoim łóżeczku.. - Rydel Lynch się nazywa. Na prawdę jest super muszę cię z nią zapoznać.
- Max, znów? - Oburzyłam się. Zapewne to była jej kolejna próba znalezienia mi koleżanek. - Mam 18 lat! Poradzę sobie sama! - Zaśmiała się i walnęła ręką w czoło.
- Młoda, ona jest w moim wieku. - Zesztywniałam. Muszę słuchać ludzi do końca zanim coś palnę. - Pomyślałam że może chciałabyś ją poznać albo coś.
- Jak się zgodzę dasz mi pokonać te ostatnie dwa schodki, i odejść w spokoju do mojego cieplutkiego łóżeczka? - Zapytałam zrezygnowana. Max pokiwała twierdząco głową a ja wykonałam taniec szczęścia, no ale w myślach.. - No to zgoda. - Szybko pokonałam ostatnie schodki i wparowałam do pokoju, oczywiście gdy miałam już się rzucić na łóżko przypomniało mi się że jestem cała mokra i muszę iść najpierw pod prysznic aby w końcu doznać spokoju. Szybko wtargnęłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic pod gorącą wodą, wytarłam się i przebrałam w moje ciepluteńką piżamkę. Bluzę Rossa odwiesiłam na wieszak przy drzwiach. Opadłam na łóżko, jestem wykończona dzisiejszym dniem a praktycznie nic nie zrobiłam. Matko dręczy mnie myśl że jeszcze 3 walizki do rozpakowania, nie dam rady to mnie przerasta, ja nawet nie zejdę na kolacje! Czuję że nogi mi zaraz odpadną. Ale jednak cieszę się że poszłam do tego parku, poznałam niesamowitą osobę która jest na prawdę szalona i potrafi się zemścić. Zadzwoniłabym do Kate ale laptop jest tak daleko.. Zadzwonie rano i opowiem je o dzisiejszym dniu, tyle się stało! Gdy tylko przypomnę sobie Maię całą w kawie, od razu chcę mi się śmiać. Opowiem jutro to wszystko Kate i Max będą miały ubaw. Szybko sięgnęłam po telefon który leżał w moim zasięgu i zerknęłam na ekran Były trzy wiadomości od Amy. Przewróciłam się na brzuch i odblokowałam telefon wchodząc w wiadomości.

Amy ^.^
Mała nie zgadniesz co się stało gdy wracałam!
Mała?
Halo, halo!

Ja
Sory duża, że nie pisałam ale złapała mnie ulewa i długo wracałam.

Amy ^.^
Haha!
Pewnie zmokłaś..

Ja
Nie no, co ty.
No nie ważne, opowiadaj co się stało.

Amy ^.^
Jechałam sobie normalnie na rolkach.
I tak jechałam, jechałam, jechałam..
Jechałam..

Ja
Jechałaś..

Amy ^.^
I tu nagle widzę jakąś babę która wylewa kubek kawy na jakiegoś faceta.
Haha! Ale się uśmiałam.

Ja
No co ty?
Haha.
Ja też miałam dziś przygodę ale opowiem jutro.
Teraz idę spać.
Dobranocki ;*

Amy ^.^
Dobranocki klocki ;*

Z wielkim uśmiechem na twarzy odłożyłam telefon. Amy potrafi mi poprawić humor, to dziewczyna o niesamowitych mocach. Ale ta cała rozmowa przypomniała mi o tym chłopaku od parasolki, tak sobie myślę i doszłam do wniosku że koleżka bluzy już nie odzyska. Na prawdę mamy 1% szansy na 1000000% że się spotkamy. Więc blondyneczek może się pożegnać z bluzą. Szybko wskoczyłam pod kołderkę i ułożyłam na mięciutkiej podusi. Po kilku minutach zasnęłam..

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 1



"Wszystko co piękne musi się skończyć"


- Chloe! Wstawaj leniu! - Słyszałam krzyk mojej siostry dobiegający zza mojego pokoju. - Jest już późno! - Dodała oddalając się. Zasłoniłam moją głowę poduszką aby żaden dźwięk nie mógł się przedostać do moich wrażliwych uszu. Przewróciłam się na drugi bok zerkając na zegarek. Była 9 rano. Czy ona sobie myśli że ja będę o tej godzinie wstawać w sobotę. Po kilku minutach usłyszałam czyjeś kroki ale byłam zbyt zmęczona aby odwrócić głowę i zobaczyć kto to.
- Wstawaj. - Usłyszałam zniecierpliwiony głos Max. - Ładny dzień nie trać go! - Powiedziała odsłaniając rolety, aby te brutalne promienie światła wpadły bezczelnie do mojego pokoju i mnie obudziły. Agh.. Nie znoszę takich pobudek. Mogłam wczoraj nie siedzieć do 1 w nocy z gitarą to może teraz byłabym choć trochę żywa. Znienacka Max ściągnęła ze mnie moją cieplutką pierzynkę.
- Cholera jest 9! - Wydarłam się podnosząc z łóżka. - A na dodatek dziś mamy sobotę! - Zdenerwowana podeszłam do okna spuszczając rolety. Nie do wiary że akurat dziś wybrała sobie dzień na budzenie, wyglądającej jak Zombie Chloe! Kocham ją ale czasem na prawdę coś jej odwala i zachowuję się jak wariatka, zwłaszcza teraz. Jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło, z uśmiechem usiadła na kanapie wpatrując się we mnie. Zlałam ją i wyjęłam jakieś ubranie z szafy a następnie udałam się do toalety. Ogarnianie się zajęło mi jakąś godzinę. Po wyjściu z toalety mojej siostry już nie było.. widocznie chciała dopilnować żebym znów się nie położyła spać. Szybko upięłam moje włosy w kucyk i zeszłam na dół do kuchni. Od razu wyczułam zapach kochanych naleśników siostry, wiedziała co uwielbiam. Szybko dosiadłam się do stołu gdzie byli już moi rodzice.
- Witaj córciu - Zwróciła się do mnie mama krojąc jednego z naleśników Max. Szybko dostałam swoje i polałam je czekoladą.
- Cześć mamo. - Powiedziałam z naleśnikiem w ustach. Niebo w gębie! Uwielbiam je jak moją świetną kuchareczkę. - Max te naleśniki są pyszne. - Powiedziałam przełykając kolejny kawałek.
- Mówisz mi to co sobotę, gdy je robię - Zaśmiała się i polała sosem z truskawek swoje naleśniki. Wszyscy siedzieliśmy w ciszy, ale miłej ciszy. Gdy zjadłam swoje naleśniki wstałam od stołu, w pewnym momencie jednym ruchem ręki zostałam zatrzymana przez tatę. Ze zdziwioną miną powróciłam na swoje miejsce, Max widocznie też nie wiedziała co się dzieje bo miała zdziwioną minę. Rodzice wyglądali na dziwie przybitych a za razem wesołych. To jest BARDZO dziwne.
- Kochane.. - Zaczął tata. Szybko zerknęłam na siostrę a następnie wróciłam do taty. - Od jutra w naszym życiu się dużo zmieni. - Zesztywniałam. Zmiana? Jaka zmiana? Rozstają się? Mama jest w ciąży? Spojrzałam szybko na siostrę która wydawała się być podekscytowana. - Jak wam to powiedzieć..
- Przenosimy się do Los Angeles. - Powiedziała mama nie owijając w bawełnę. Stałam się cała blada. Nie mogłam nic z siebie wydusić. Przeprowadzka? Teraz? Ja nie jestem gotowa i nigdy na coś takiego nie będę. Znów będę przeżywać ten sam stres co zawsze. Chloe pośmiewisko szkolne! Cudownie.
- Dostałem tam dobrą pracę. - Powiedział rozpromieniony tata. - Wylatujemy jutro o 8. Więc dziś nie szalejcie do późna. - Nie mogłam tego dłużej słuchać. Odsunęłam się od stołu i szybko pobiegłam na górę do swojego pokoju. Z rykiem rzuciłam się na łóżko. Nie chce przeżywać tego samego koszmaru co przedtem, gdy pierwszy raz pojawiłam się w szkole. Nie potrafiłam się tam dostosować, byłam wyśmiewana przez wszystkich uczniów szkoły.. dopiero po kilku latach udało mi się znaleźć kilku kumpli i dwie przyjaciółki. Sama nie mogę w to uwierzyć, jak mnie traktowano.. Z moich koszmarnych przemyśleń wyrwał mnie głos kochanej Max.
- Wspomnienia powracają, co? - Zapytała spokojnym tonem, a ja popadłam w większy ryk. - Cii.. Nie bądź beksa! - Zaśmiała się targając moje włosy.
- Ja tak strasznie nie chce tam jechać. - Mój głos drżał. - To wszystko się powtórzy rozumiesz? Wszystko! - Znów schowałam głowę w poduszkę.
- Chloe.. Słyszałaś tatę? - Zapytała. Pokiwałam twierdząco głową ale chyba tego nie zauważyła. - "Od jutra w naszym życiu się dużo zmieni" ty też możesz się zmienić i nie przejmować jakimiś laleczkami szkolnymi.
- Ale ty nie rozumiesz. - Powiedziałam oschle odwracając się od niej głową. - Jestem nieśmiała! I nigdy z tym nie zwyciężę.
- A mi się wydaje że zwyciężysz. Wiesz.. - Jej ręka znów zaczęła czochrać moje włosy. - Przeprowadzka tam może dużo zmienić. - Bzdury! Żadne L.A magicznie nie wyczaruje mi przyjaciół i nie pozbawi tego całego strachu przed wszystkim.
- To wszystko zależy od ciebie. - Powiedziała Max podnosząc się z łóżka. - Przemyśl to. - Dodała oddalając się ode mnie. Po chwili usłyszałam trzask zamykających się drzwi, po długim namyśleniu ledwo się podniosłam i chwyciłam laptopa. Weszłam na Facebooka aby napisać do mojej najlepszej przyjaciółki. Kate.

                 sobota 10:25
Chloe Anderson: Halo? Kate jesteś?

Kate Williams: Co tam mała?

Chloe Anderson: Moje życie od jutra zaczyna się na nowo..

Kate Williams: Jak to? Chloe O co chodzi?..

Chloe Anderson: Słuchaj Kate. Musimy się spotkać.

Kate Williams: To raczej nie wypali.. Jestem we Francji.

Chloe Anderson: O matko. Skype?

Kate Williams: Spoko.

Zamknęłam okienko z Kate i wylogowałam się z Facebooka. Jestem trochę zdenerwowana że jest w tej Francji, ponieważ muszę jej to mówić przez skypa. Żadnego przytulenia ani nic.
Usłyszałam słynną muzyczkę ze skypa, szybko kliknęłam na zieloną słuchawkę aby odebrać od Kate. Po kilku sekundach na moim wyświetlaczu pojawił się jej wizerunek.
- No siemka mała. Co jest? - W dłoniach trzymała chyba kawę, a po lewej stronie leżały kolorowe makaroniki którymi pewnie się zajadała, ona uwielbia słodycze.
- Nie chce ci mówić tego przez Skypa ale nie mam wyjścia. - Westchnęłam. - Jutro wyjeżdżam do Los Angeles. - Po wypowiedzeniu tego szybko zakryłam dłoniami twarz.
- Co?! Jak to? Ale tylko na ten ostatni miesiąc wakacji tak? - Jej głos drżał. Nie dziwie się ponieważ prawdopodobnie nigdy się nie spotkamy, chyba że wpadnie do mnie w jakieś wakacje lub ja do niej.
- Przeprowadzam się tam Kate. - Ledwo z siebie wydusiłam te okropne słowa. - Na zawsze. - Dodałam cicho.
- To znaczy że już nigdy się nie zobaczymy?.. - Odłożyła kawę obok makaroników i przetarła oczy do których pewnie zbierały się łzy.
- No chyba że w następne wakacje. - Uśmiechnęłam się sztucznie. - Sama nie mogę w to uwierzyć. To jakaś masakra! - Powiedziałam oburzona.
- Dobra umówmy się tak. - Zaczęła. - Będziesz do mnie dzwonić chociaż raz na tydzień a w każde wakacje będziemy siebie odwiedzać. Zgoda?
- Zgoda. - Wytarłam szybko oczy. - Ale ja bez ciebie tam nie dam rady! Nikogo nie poznam, będę sama. - Powiedziałam drżącym głosem, do moich oczu znów zaczęły napływać łzy tym razem nie próbowałam ich powstrzymywać.
- Co ty gadasz! Oczywiście że dasz radę. - Powiedziała lekko się uśmiechając. - Tylko musisz się otworzyć, być tą osobą którą byłaś przy mnie. Czyli szaloną Chloe! Dziewczyną o przedziwnych pomysłach. - Zaczęłyśmy się śmiać. Kate potrafi mnie nawet rozpogodzić w tych najgorszych chwilach, za to ją kocham.
- No nie wiem.. - Powiedziałam opierając się o półkę prawą ręką.
- Przepraszam bardzo. Kto zaczął chodzić po ulicy z wiadrem mąki i obsypywać całą ulicę? - Zapytała śmiejąc się. Po chwili chwyciła różowego makaronika i go zjadła.
- Nie dam rady tam SAMA. - Zaakcentowałam ostatnie słowo aby zrozumiała że ja to robiłam tylko z nią.
- Według mnie dasz. Ale to już od ciebie zależy. - Uśmiechnęła się do mnie. - Muszę kończyć, idę na basen. Papa kochana. Wierze w ciebie. - Pomachała mi ja odwzajemniłam ten gest. Po chwili zamknęłam laptopa i odłożyłam go na szafkę. Szybko walnęłam się na łóżko i zaczęłam rozmyślać.
Może faktycznie dam tam radę? Sama już nie wiem, to jest strasznie trudne. Ta cała przeprowadzka, utrata przyjaciółki oraz samej siebie. A może jednak kogoś poznam?.. Czy to na prawdę takie trudne? Może ja jednak potrafię się otworzyć do ludzi? Trudne pytania. Od jutra moje życie będzie inne.